czwartek, 28 marca 2019

tydzień stresu

w zeszły wtorek oddałem nasze auto do ASO, bo zepsuł się nam panel kierownicy (czy jak to się tam nazywa?) i drżałem ze strachu ile to będzie kosztować ale w zeszłym roku naprawiałem tą samą usterkę w zwykłym serwisie i naprawa nie dała rady nawet 10 miesięcy...
a potem zaczęły się schody, wyszły kolejne usterki i najdroższy układ hamulcowy więc cena wzrosła niebotycznie ale bezpieczeństwo najważniejsze bla bla... nie miałem wyboru...
level stresu wzrósł gdy odebrałem auto, przyjechałem na osiedle zamknąłem bagażnik i trzasnęła tylna szyba a mi prawie serce stanęło, bo Nikodemek cały w szkle płacze "tatusiu, tatusiu auto wybuchło.."


wypadł podnośnik szyby a serwis oczywiście nie poczuwał się do winy a ja też nikogo nie złapałem za rękę i musiałem uznać to za dziwny zbieg okoliczności i znowu zostawić samochód w serwisie...
mijały dni a serwis nie dawał znaku co z szybą więc we wtorek zacząłem dzwonić do tego całego jebanego ASO co z autem, bo potrzebowałem go na wyjazd do lekarza pod miasto we czwartek...
no i cały dzień nic się nie mogłem dowiedzieć, dzwoniła do nich Żona i ja na wszystkie numery a oni bezczelnie zrzucali rozmowy więc nadenerwowaliśmy się okropnie...

ale udało się wieczorem w środę odebrać auto i pojechać dziś do laryngologa w Kajetanach ale nerwy osiągnęły jeszcze wyższy level, bo okazało się, że ze słuchem Starszaka jest gorzej niż we wrześniu i dostał skierowanie do szpitala...


a ja dostałem obuchem w twarz, bo myślałem, że jest git :-(
zwykle lubię jeździć do tej placówki ale dzisiaj nie mogłem wykrzesać dobrego humoru na spacerze w rejonach szpitala...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz